Dyktando biblioteczne

data aktualizacji: 7 godzin temu 9.05.2025, odsłon: 28
A A A     PDF

 Dyktando Biblioteczne z Katarzyną Enerlich – relacja z Dnia Bibliotekarza!

8 maja, w wyjątkowy Dzień Bibliotekarza, rozpoczęliśmy Tydzień Bibliotek – ogólnopolski cykl wydarzeń promujących biblioteki i czytelnictwo. Tegoroczne świętowanie zainaugurowaliśmy w wyjątkowy sposób – Dyktandem Bibliotecznym, które poprowadziła Katarzyna Enerlich – pisarka, miłośniczka Mazur i pięknego języka polskiego. To właśnie ona przygotowała tekst, który okazał się nie lada wyzwaniem dla uczestników! 

Po emocjonujących zmaganiach z ortografią i interpunkcją wyłoniliśmy zwycięzców:
I miejsce – Barbara Zapert
 II miejsce – Grzegorz Jarmużewski
 III miejsce – Jacek Szewczyk
Gratulujemy laureatom i wszystkim uczestnikom! Wasza znajomość języka i odwaga zasługują na uznanie! 
Dziękujemy Katarzynie Enerlich za inspirujące spotkanie i literacką oprawę wydarzenia. To był piękny początek Tygodnia Bibliotek i święta ludzi, którzy z pasją szerzą kulturę czytania.  

A dla tych, którzy nie mogli wziąć udziału w dyktandzie, mamy niespodziankę – udostępniamy poniżej tekst dyktanda autorstwa Katarzyny Enerlich. Sprawdźcie swoje umiejętności w domowym zaciszu – może i Wam uda się napisać je bezbłędnie? 

TREŚĆ DYKTANDA

Rzewność wszechpotężna wżarła się w jego serce. Ani chybi chyża białogłowa, co ją spostrzegł na kuchni, nie schroni się w przyczółku jego serca. On, hoży i podstarzały kucharz stażysta na ponaddwuipółletniej harówce za biedapensyjkę, dość niewydarzony i z lekka zaburzony, w rozchełstanym i zszarzałym chałacie oraz ze zwarzoną miną żadną partią dla niej nie był. Ni stąd, ni zowąd, wpośród feerii hiperwystrzałów popcornu wykluła się z menzurki jego mózgu półzwierzęca chimera, że to właśnie ona stanie się żętycą jego serca, krużgankiem jego duszy. Tęższa od humbaka, zaprzysięgła nocnemu życiu niczym najeżka, wstała jednakże rześko o zorzy i przedzierzgnęła się w zhardziałą i chałturzącą kuchmistrzynię. Pobieżyła po krzycę, płaskurkę i życicę oraz zeprzałą pszenicę i dalejże przyprószać je solą i ostryżem, skłócać z wodą i jajkiem i pstrzyć zrzynkami rzeżuchy. - Użyczmyż do smaku więcej rzewienia! - pokrzykiwała, mieszając i wykonując arcyharce. Jakżeż wtedy zagorzało jego serce do niej! Stało się niczym żagiew, jakby harcowały w nim strzyżyki woleoczka. Po uwarzonej przez nią oldskulowej wieczerzy za dużo zażył absyntu z hyzopem i przedzierzgnął się w huncwota i szalbierza. Kiedy go takim ujrzała, zakrzyknęła wprzódy: - Ożeż ty! A potem przyszła pora na pogróżki: - Strzeżcież się mnie, watażko i psiajucho! Doniosę o wszystkim do rozsrożonego szefa! I tak już po chwili stażysta, rżąc niczym czerwonobułan z zaprzęgu, chyżo mknął torem dla samobieżnych hulajnóg na wezwanie zażywnego kierownika, który akurat na hamaku z żorżety zażywał kąpieli w drzewostanie i próżnowania w półnegliżu. Na widok nietrzeźwego zwierzchnika urządził mu taką jesień średniowiecza, że dantejskie piekło wydało mu się arkadią. Tego chybaby nawet Bareja nie wymyślił, tak że lepiej nie zadzierać z hożymi białogłowami.